Pustynia w Mieście » Świadectwa » Świadectwo Beaty
2006-10-17 Beata Żaglewska
Mam na imię Beata i chcę podzielić się tym, jak Bóg działa w moim życiu i jak ono się zmieniło przez Bożą miłość.
Łaskę nawrócenia otrzymałam w marcu 2003 roku. Tuż przed świętami Wielkanocnymi. Zanim to nastąpiło byłam osobą bardzo zagubioną i zranioną. Odkąd pamiętam czułam w sobie wielki ból. Ból duszy i serca, który był ogromnym pragnieniem miłości. Moi rodzice rozwiedli się gdy miałam 9 lat. Mój tata pił i nie był oparciem dla rodziny. Pomimo całej miłości mojej mamy nic nie było w stanie wypełnić mojego poczucia samotności i tęsknoty za miłością.
Gdy miałam 15 lat tak bardzo nienawidziłam siebie, że w liście do przyjaciółki pisałam moje imię i nazwisko z małych liter. Myślała, że to żart, bo trudno było jej uwierzyć, że można tak bardzo nienawidzić siebie. Po wielu latach zaczytywania się w poradnikach psychologicznych nadal nienawidziłam siebie i byłam głęboko przekonana, że nie zasługuję na miłość. Jedyne co udało mi się osiągnąć to przebaczenie mojemu tacie braku miłości i obecności w moim życiu. Przez te wszystkie lata szukałam choć odrobiny nadziei na miłość w horoskopach, wróżbach, magii, tarocie, talizmanach. Moje zranienia nawarstwiały się, bo nie miałam żadnych systemów obronnych. Chciałam być łagodna i dobra, żeby nie ranić innych. Wszystko dusiłam w sobie. Stany depresyjne były coraz częstsze, aż prawie traciłam przytomność. W 2003r., już po nawróceniu, dowiedziałam się, że mam depresję. Stany lękowe i zasłabnięcia były tak częste, że nie byłam w stanie normalnie funkcjonować. Nie chciałam żyć, oddychać, nie chciałam nic odczuwać, a budzenie się rano było dla mnie koszmarem. Tylko modlitwa dawała mi ukojenie w cierpieniu. W tamtym czasie Bóg był dla mnie ucieczką od bólu. Moje nawrócenie było procesem bardzo powolnym. Musiałam wszystkiego uczyć się od nowa, bo w naszym domu nie "praktykowano".
Jestem owocem rekolekcji wspólnoty "Pustynia w Mieście", które w owym czasie odbywały się w parafii pod wezwaniem Pięciu Męczenników. Mieszkałam blisko tego kościoła przez 4 lata. Przez 4 lata widziałam go z okna w kuchni i pewnego dnia poczułam, że muszę tam iść. Tama puściła, a ja nie mogłam przestać płakać. Pragnęłam Boga. Pamiętam słowa, które mi towarzyszyły w tym czasie: "Wystarczy ci mojej łaski". Udało mi się nawiązać kontakt ze wspólnotą i gdy pierwszy raz poszłam na spotkanie poczułam się jak w domu. Bardzo mi pomógł ksiądz Krzysztof, który był wtedy moim aniołem i wprowadzał mnie do wspólnoty. Po paru miesiącach była piesza pielgrzymka do Częstochowy. Był to dla mnie bardzo owocny czas. Wcześniej bardzo się bałam, że odejdę od Boga, że wystarczy jeden upadek i już mnie nie ma, ale jednym z owoców pielgrzymki było natchnienie, że będę wierna dzisiaj, na takiej zasadzie, jak alkoholicy. Oni znają swoją słabość, więc nie mówią, że już nigdy nie wypiją, tylko, że będą trzeźwi dzisiaj. Nie mogę zmienić tego co było wczoraj, nie ręczę za jutro, dzisiaj jestem wierna. Dzisiaj.
Na pielgrzymce nauczyłam się modlitwy różańcowej, co jest dla mnie wielkim darem. Po pielgrzymce poczułam, że muszę pozbyć się wszystkich talizmanów, wróżb, tarota i poprosiłam księdza o poświęcenie moich rzeczy. Od czasu pielgrzymki staram się uczestniczyć we Mszy Świętej codziennie. Czerpię siłę z Jezusa. Jest on osią mojego życia i w Jego ramionach nic nie jest zbyt trudne i nie do pokonania. W rozwoju duchowym i poznawaniu Boga bardzo pomogło mi bycie we wspólnocie. Prawie każde rekolekcje to było dla mnie oczyszczanie ze złudzeń i ważna nauka na duchowej ścieżce. Pomimo choroby i cierpienia wiedziałam, że Bóg jest przy mnie. Bardziej czułam Jego niż siebie. Byłam ogłuszona bólem i bardzo wiele kosztowało mnie chowanie bólu i emocji. Ale wiedziałam, że Bóg jest przy mnie.
W lutym następnego roku na rekolekcjach wspólnotowych odkryłam te szczególne spotkanie z Bogiem jakim jest codzienne czytanie Pisma Świętego. To jest Boże prowadzenie każdego dnia na dany stan ducha i zdrowia. Bóg zawsze trafia w samo sedno. Jest Czuły i Dobry, ale też Wymagający i Sprawiedliwy. Potem wiosną uczestniczyłam w seminariach Odnowy w Duchu Świętym i miałam chrzest w Duchu Świętym. Po chrzcie czułam olbrzymią radość i po pewnym czasie zauważyłam, że już nie czuję się dziwolągiem, co było moim przekonaniem jak daleko sięgam pamięcią. Latem była kolejna pielgrzymka. Bardzo trudna i głęboko oczyszczająca. Zaraz po pielgrzymce dokonała się wielka rzecz w mojej rodzinie. Pojechałam na wesele do kuzyna ze strony taty. Nie było mnie tam przez wiele lat i nie czułam się z nimi związana. Byłam tam z moim przyjacielem Piotrusiem, który pomógł mi spojrzeć inaczej na moją rodzinę. W drodze powrotnej długo rozmawialiśmy i poradził mi żebym zawierzyła moją rodzinę świętemu Józefowi. Na efekty nie trzeba było długo czekać, bo po dwóch tygodniach miałam operację, która uratowała mi życie. Moja rodzina dzwoniła do mnie do szpitala i był to początek zacieśniania więzi.
W tym trudnym czasie zdarzyły się cudowne rzeczy. Po pierwsze moja mama zadzwoniła do mojego taty, a wcześniej nie rozmawiali ze sobą kilkanaście lat. I tata przyjechał i był dla mnie przez 2 tygodnie. Po czym kolejne cudowne wydarzenie, jedno z najważniejszych w moim życiu. Uwierzyłam, że mój tata mnie kocha. Podczas naszego pożegnania nie trzeba było słów. Wystarczyły łzy i czuły uścisk. Moje pragnienie, które nosiłam w sercu przez tyle lat spełniło się. Po za tym w czasie rekonwalescencji bardzo mocno czułam modlitwę wspólnoty i wielu życzliwych ludzi. To było bardzo ważne dla mnie. Groziła mi utrata pracy. Jednak i z tego Bóg mnie wybawił. Dzięki wytrwałej modlitwie i zawierzeniu. Zmieniłam tylko stanowisko i miejsce pracy w tej samej firmie. I tą pracę lubię o wiele bardziej niż poprzednią. To już był kolejny rok. Odkrywanie modlitwy ciszy i samotności. Stawanie w prawdzie i twarzą w twarz z moimi uczuciami i lękami. Krok po kroku. Jednak najważniejsze wydarzenie miało miejsce dopiero w listopadzie 2005. Zachorowałam na zapalenie oskrzeli i musiałam leżeć w łóżku. Postanowiłam, że w tym czasie nie będę oglądać telewizji tylko będę czytać książki. Bardzo chciałam przeczytać książkę mojego ulubionego autora duchowego Anselma Gruna pt: "Zamieszkać w domu miłości". Dzięki tej książce zrozumiałam, że to w Bogu mam szukać miłości i że to On jest Pierwszym Dawcą miłości. Zaczęłam praktykować to zwrócenie się ku Bożej miłości przez odkrywanie daru życia. Codziennie przed zaśnięciem skupiałam się na tym, jak płynie we mnie krew i ciepło i że jest to miłość Boża i Jego dar życia. I coś się zmieniło.
Zaczęłam to odkrywać powoli. Czułam się pełna miłości i radości. Jakbym zakochała się po raz pierwszy w życiu. Na początku bałam się, że znowu sobie coś ubzdurałam. Wcześniej pod wpływem różnego rodzaju poradników psychologicznych miałam pomysły na to jaka będę i jak będę żyła. Dlatego bardzo uważnie obserwowałam siebie. Jednym z pierwszych owoców tej przemiany było to że teraz bardzo pragnęłam kochać wszystkich ludzi i nieść Boga w sobie, żeby każdy człowiek poznał jak bardzo jest kochany przez Boga. Zrozumiałam, że Bóg spełnił największe pragnienie mojego życia Bycia kochaną. Od tego czasu bardzo wiele się zmieniło. Kocham życie! Wiem, że jestem kochana i godna miłości. Przede wszystkim tej ludzkiej. Bóg pozwolił mi poznać moją godność dziecka Bożego. Po Świętach Wielkanocnych Pan obdarzył mnie ogromną radością życia i powiedział mi przez Słowo z Pisma Świętego, że jest to moje zmartwychwstanie. Nie wiedziałam, że można być tak kochanym ! To jest największy cud mojego życia !
Chwała Panu!